Wg definicji: Półmaraton – bieg na dystansie 21 km i 97,5 metra; konkurencja lekkoatletyczna, zaliczana do biegów długich. Zawodnicy pokonują dystans równy połowie długości biegu maratońskiego. Moja definicja: ciężka praca na każdym z treningów, słuchanie siebie i swojego trenera.
W połowie grudnia ubiegłego roku, mając na koncie kilka biegów na dystansie 10 km, postanowiłam, że w roku 2018 będę ambitna i przebiegnę na wiosnę trochę więcej. Jak coś robić, to tylko na 100% i z głową. Znam człowieka, który mi pomoże, poznajcie Go i Wy.
http://marcinkesy.pl/
Marcin to prawdziwy profesjonalista, podeszliśmy z zapałem do tematu. Dostałam plan biegowy: "środa OWB1 8km" (Ogólna wytrzymałość biegowa w pierwszym zakresie tętna) wiecie co to znaczy? W moim wypadku dokładnie tyle „przebiegnij tak 8km, aby tętno nie wzrastało powyżej 150 uderzeń”. Myślicie "łatwizna" nic bardziej mylnego, zwłaszcza w przypadku osób, których tętno klasyfikuje się poziomie 80-90. Tak, tak było w moim wypadku. Pewna swoich przekonań, chciałam dyskutować z Marcinem "ej, trenerze, tak się nie da, z takim tętnem to ja mogę chodzić, a nie biegać" albo "to przez ziemno" ewentualnie "to wina smogu". Na całe szczęście mój trener nie dał się zwieść "musisz zrobić kondycję, a to się cierpliwością robi, nie dasz rady biec, to idź". I chodziłam, czasem po dwie godziny, czasem po 90 min, cierpliwe spoglądałam na zegarek i wypatrywałam tętna, które pozwoli mi biegać w warunkach tlenowych tak, by nie zakwaszać się już po 5 minutach biegu.
Takie marszobiegi trwały niecałe 3 tygodnie, nagle w pierwszym tygodniu stycznia, jak ręką odjął. 140 uderzeń a ja biegnę i nic mi się nie dzieje! Jejku! Da się jednak wrócić do domu z treningu i mieć siły na kolejny. To była niesamowita zmiana, nastąpiła szybko i dała w efekcie z treningu na trening coraz lepszą kondycję.
Biegałam całą zimę, z maską, bez maski, w zależności od pogody, temperatura minus 15 stopni nie była mi straszna. Nie było łatwo, dwie prace, diety w domu plus treningi i jeszcze ogarnianie jedzenia, tak by mieć odpowiednie paliwo.
Ułożyłam sobie suplementację: kwasy omega 3, witaminy z grupy B, witamina C, siarczan chondroityny, Ashwagandha, probiotyk, magnez i gainer.
Moja dieta też wyglądała trochę inaczej, niż wcześniej. Zaczęłam zawracać uwagę, na to by posiłki wieczorem były mocno węglowodanowe, jeśli kolejnego dnia rano miałam trening oraz na to, by śniadania przed treningiem były lekko strawne. Mój organizm jest bardzo plastyczny, szybko reaguje za zmiany, czy to w przypadku zwieszonej aktywności, czy nowego sposoby odżywiania. Dieta, którą stosowałam byłą mocno odżywcza, przeciwzapalna, wysokokaloryczna, tak, by zapobiec utracie masy ciała podczas treningów.
Marcin pokazał mi jak biegać z głową, nie tylko nogami. W ramach treningów miałam rozpisane interwały, długie wybiegania (najdłuższy dystans jaki przebiegłam podczas przygotowań to 15km) czy podbiegi. Wszystko w określonym tempie, przy wskazanym tętnie. Dowiedziałam się, że kąpiel w wannie z dodatkiem soli bocheńskiej to najtańsza forma odnowy biologicznej, ale jakże skuteczna.
Bywały dni lepsze, bywały ciężkie. Mój trener jednak umie odpowiednio zmotywować ale i słucha tego, co miałam do powiedzenia. Jak się okazało już po starcie wierzył we mnie bardziej niż ja sama. W jednym ze zdj nawet ja pokaże jak mnie dopingował podczas samego biegu.
Osiągnęłam sukces i wygrałam swój bieg, czas lepszy niż oczekiwany, mimo warunków jak dla mnie bardzo trudnych. Temperatura około minus 7 stopni, bardzo silny wiatr i zupełnie nowy dystans do pokonania. To prawda, że na biegu niesie Cie tłum, ale tłum to dodatek. Niesie Cie Twoja siła, Twoja wydolność, Twoja dieta i Twój opór.
Moim celem jest biegać dalej, rozwijać się, czerpać radość ze sportu, który daje mi satysfakcję. O kolejnych dokonaniach będę informować, na razie kończę regenerację, później zaczynam przygotowania do kolejnych startów. Mam to szczęście, że nie jestem sama, mam ludzi którzy mnie wspierają i motywują, staram się też dla nich, staram się i dla Was:)
Twój komentarz