Dzisiejszy Bieg Niepodległości udało mi się ukończyć z czasem 1h 2min 43s, dystans 11km. Jestem z siebie bardzo dumna:)
Moja przygoda z bieganiem rozpoczęła się jeszcze.... hmmm na studiach, trwała... kilka tygodni. Pewnego dnia postanowiłam "wszyscy biegają, to ja też muszę". Z góry błędne założenie, raczej nie było skazane na sukces. Nie miałam żadnego planu. Raz szłam biegać, raz truchtać, raz maszerowałam. Nie zważałam na odpowiednie obuwie, tętno podczas ćwiczeń, liczyło się tylko to, by się zmęczyć. Oczywiście po co się rozciągać po? Nie mam czasu bo się muszę uczyć. Pisząc to teraz zastanawiam się jak mogłam być taka naiwna. Trudno się dziwić, że to moje bieganie nic mi nie dawało, poza frustracją. Nie stawałam się coraz lepsza, cały czas miałam zakwasy i dalej szybko się męczyłam. Odpuściłam temat, stwierdzając, że bieganie jest głupie, bo przecież nie ja:D
Mniej więcej dwa lata temu poznałam Wojtka, który był moim chłopakiem. Poznałam Go w gabinecie... Ale dziś nie będzie LOVE STORY, tylko SPORT STORY. Wojtek biegał regularnie. Bez względu na pogodę, ma plan, który realizuje, dzięki temu staje się w tej dyscyplinie coraz lepszy, co pokazją wyniki podczas startów.
Pewnego dnia, mniej więcej rok temu, postanowiłam, że wybiorę się z Nim na trening. Był zimny listopadowy wieczór, przebiegliśmy 5km a ja nie byłam zmęczona. Szok!! Jednak się da:)) Okazało się, że chodzi o TEMPO dostosowane, do swoich możliwości, o dobre buty do biegania po asfalcie i o to bym czerpać z tego radość. Od tego czasu wiele się zmieniło, wiele dla mnie. Nie mam zbyt wiele czasu wolnego na co dzień, ale 2 razy w tygodniu MUSZĘ znaleźć chwilę na trening, między 5-10km, tak dla siebie, by oczyścić głowę, by posłuchać fajnej muzyki, by poczuć rytm.
Do tej pory udało mi się zaliczyć jeszcze NOCNĄ DYCHĘ POD WAWELEM, bieg na 10km w strugach deszczu i ciemnościach:) bawiłam się świetnie. Jednak nie starty są dla mnie najważniejsze, ale radość i spokój(!) jaki odnalazłam w bieganiu.
Twój komentarz